Najnowsze wpisy, strona 5


sty 04 2015 Wytrzezwiałem wczoraj
Komentarze (4)

Od sylwestra do sobotniego poranku piłem. Zawsze lubiłem wódke, nie w smaku oczywiście bo jest paskudna, ale zabawa po niej jest przednia. A i organizm mam taki co pozwala na paro-dniowe kolędy. Zazwyczaj rano owszem budze się jeszcze nawalony ale nie jest umierający, organizm wolno pozbywa się trucizny ale nie leże jak zabity w łóżku przez pół dnia nie dając oznak życia. Oprócz wczoraj...

 

Ładowaliśmy u mnie na chacie do 7 rano, ekipa sie rozjechała a ja poszedłem spać. Koło 13 wyspany otworzyłem oko i myślalem a przynajmniej miałem na ten moment taka nadzieję że zdechne. Byłem sztywny do 20 o jedzeniu nie było mowy, kostka czekolady spowodowała wywrót żołądka do kibla, co w moim przypadku zdarza się niezwykle rzadko. No trup. Nie pamietam kiedy byłem w takim stanie, nie za bardzo rozumiem tez dlaczego. Z piątku na sobote nie były to jakieś rekordowe ilości, więc stawiam na lewą wódę. Paskudny dzień. Tak mi się wtedy wydawało.

 

O 22, wpadła do mnie koleżanka jeszcze za czasów liceum z aspiryną, kiedyś strasznie na nią leciałem i pomimo że dziewucha prowadziła się lóźno nigdy mi nie dała. Przyznała się wczoraj że dla zasady. Żeby mi pokazać że nie mogę mieć każdej. Właściwie umawiała się ze mną na piwko, kawkę, papieroska, ale nic więcej. I na nic więcej też nie mogłem liczyć, wiec po krótkim staraniu dałem sobie spokój. Za dużo zachodu a efektów zero. Trudno czasem tak bywa nie zawsze mozna być zwycięzcą. O sprawie i o niej zapomniałem na dłuższy czas i przestałem sie przejmować. Wczoraj jednak wypila półtorej butelki wina i spędziła ze mną noc. Było fajnie. Rano też. Ma dziewczyna świetne ciało, takie jak lubię najbardziej. Ale ma też okropny charakter. Okropny. W sumie nie ma przecież powodu żeby mi to przeszkadzało, wkońcu to tylko przygodny seks i ona o tym wie bo mnie doskonale zna... Mam nadzieję.

 

Bo odniosłem dziwne wrażenie że dziewczyna szuka kogoś do kogo mogłaby się przywiązać. I sama myśl o tym że miałbym spędzić z tą humorzasta, marudna ale jakże zgrabną dziewczyna resztę życia, przyprawia mnie o ciarki na plecach...

badmf   
gru 29 2014 Sylwester
Komentarze (2)

Po wkurwiających świętach nadchodzi dzień który bardzo lubie. Właściwie to mój ulubiony dzień w roku. Sylwester. Wali się wódę na umór by pożegnać stary rok a zarazem przywitać nowy i by w nowym roku dobrze sie nam wiodło. Genialne w swej prostocie prawda? Symbolika podobna do palenia wiedźm na stosie czy zarzynanie bydła jako dary dla boga. Przynajmniej ma taki sam wpływ na nasze dalsze losy.

 

W moim życiu sylwester to zawsze jakies zajebiste wydarzenie, od kiedy obchodzę sylwka po pijaku zawsze sie coś dzieje. Pisząc zajebiste mam na myśli niepowtarzalne. Rok temu moj sylwester trwal tydzień i kosztował mnie 14 patoli. Wychodzi że dziennie wydawałem 2 tysiace. Prawda jest taka ze 10 przepusciłem w jedna noc jak mi dwie pół nagie dziewczyny w go-gosach rozlewały szampana za 2,5 tysiąca, smarowały bitą smietaną itp. Było mega. Nie żałuje ani grosza.

 

Dwa lata temu urzadziliśmy taką balange w wynajętym mieszkaniu na Woli że koniec kurwa świata. Na jednym z głównych rond w Warszawie waliliśmy wóde pod szampana, ja chciałem zajebać przyspawanego do podłogi renifera z pod galerii handlowej, kumpel na desce do prasowania zjeżdzał po schodach. Wszystkiego niestety nie pamietam bo urwał mi się film a dopiero po paru miesiącach dowiedziałem się że do domu odwiózł mnie przedstawiciel handlowy Delmy po tym jak ktoś z mojej ekipy dał mu 50 zł.

 

A w tym roku? Wszystko zapowiadało że spędze sylwka w domu. Co było wręcz nie do pomyślenia. Uchlałbym się na smutno dużą ilością brandy i poszedł spać ale to przecież nie to samo. Pierwszy raz sylwestra spędze więc w knajpie "na mieście". Knajpa standardowa, nasza ulubiona. Ekipa skromna w tym roku raptem 4 - 5 osób. Wszystkie zatem znaki na niebie wskazują na to że chociaż raz sylwestra w dorosłym życiu spędze na spokojnie. Dziadzieje. Kompletnie dziadzieje.

 

Dlatego mam cichą nadzieję jako że ona umiera ostatnia, że w tym roku ten sylwester to będzie kompletny rozpierdol i jakimś cudem najgrubsze pierdolnięcie w jakim kiedykolwiek brałem udział. Oby tak właśnie było.

badmf   
gru 26 2014 Szczęsciem rządzi pieniądz
Komentarze (0)

Notki muszę pisać w nocy, bo rodzine mam na chacie. Od dwóch dni muszę się uśmiechać i z nimi rozmawiać o nieistotnych głupotach. To tak strasznie nudne i męczące. Tak bardzo świąteczne.

 

Ale ja nie o tym. Chciałem się pochwalić. Zarobiłem ponad 100 tysięcy, mowiąc zarobiłem mam na myśli odłożyłem na koncie. Bo zarobiłem dużo więcej. Ponad 100 tysięcy gotówki na koncie w ramach "zaskórniaków" a nie tego co faktycznie w życiu przemieliłem. To taka sakiewka na czarną godzinę. Nic wiecej. No chyba że z nienacka zachce mi sie BMW to również skorzystam z tej sakiewki.

 

 

I jeśli ktoś mówi że pieniądze szczęscia nie dają, pierdoli głupoty. Pieniądze dają mnóstwo szczęscia, a ten kto mówi że jest inaczej jest najzwyczajniej za durny żeby je zarabiac. Pierdolenie o tym że dzieci dają szczęscie jest pierdoleniem nieudaczników. Każdy debil może mieć dziecko. Niewielu znów może odłożyć sto kola. Wynik jest jasny. Mam 25 lat, zarabiam parę średnich krajowych a na koncie mam więcej niż 80% ludności w polsce. To zajebiste uczucie. Cieszy mnie to z jeszcze jednego powodu. Bo nikt mi nigdy nic nie dał a na wszystko co mam zarobiłem sobie sam. To jest czysta gotówka do tego dochodzą dwa samochody o łącznej wartosci kolejnej stówki i mieszkanie za 700-800. Co daje bańke. Niezły wynik jak na takiego gnojka.

 

Nie bądźcie nieudacznikami. Zarabiajcie forse, jak najwięcej ilości forsy, życie wtedy staję się takie łatwe i piękne. Nie martwisz się niczym. Po prostu budzisz się jak młody bóg wiedząc że nie zabraknie Ci forsy przez najbliższy rok. Spokój psychiczny jest niesamowity.

 

Już wiem nawet jaki samochód kupię sobie następny. Lexus ISF będzie idealnie pasował do mojej osoby. Już się w nim nawet widzę. Howgh.

badmf   
gru 21 2014 Wesołego kopiuj-wklej.
Komentarze (1)

Jakby ktoś jeszcze nie zawuażył idą święta. O ile to w ogóle możliwe niezauważyć. Wszędzie wystroje, choinki, promocje i szał zakupów. Nie lubię świąt. Kojarzą mi sie z sztucznym udawaniem, odpisywaniem na świateczne życzenia-rymowanki wzięte z internetu które dostajesz po parę razy oraz kontaktem z rodziną z którą na codzień nawet nie rozmawiasz. Udawanie miłosierdzia i życzliwości by po dwóch dniach wrócić do cebulowego zachowania budowanego na zawiści i nienawiści. Genialna szopka. No ale nie da się tego uniknąć więc trzeba sie przyzwyczaić. Co nie oznacza że trzeba to lubić.

 

W okresie świątecznym unikam sklepów. Wszystkich oprócz tych w których moge kupić fajki i browar. Niestety z racji że matka u mnie mieszka i mieszkać będzie jeszcze przez jakiś czas dzisiaj nie było mi dane. Jest to kobieta wspaniała jako współlokatorka. Nie czepia się, nie wtyka nosa w nie swoje sprawy, właściwie to się więcej mijamy a jak rozmawiamy to branżowo. Mieszkanie z nią nie jest specjalnie meczące, ale jak każda kobieta ma słabośc do szpargałow, figurek, doniczek, kwiatków i całego tego badziewia. Co za tym idzie mam mieszkanie wystrojone w iście świąteczny sposób a na drzwiach wejściowych coś wisi. Nie chcę mi się robić o taką pierdołę afery więc niech już sobie to będzie i tak mnie częściej nie ma niż jestem. Z racji tej słabości oczywistym jest że musi być i choinka. Która to koniecznie musiała być kupiona dzisiaj...

 

Otwieram skacowane oko po 10, w mordzie suszarnia łeb jak ze szkła, wpadłem do kuchni po tabletki i wodę a przy okazji jak obuchem w łeb otrzymałem informację że to dzisiaj przypada mi zaszczyt taszczenia świątecznego badyla. Och kurwa. Już pominę fakt że na miejscu gdzie znajduję się płatny parking wyrósł las a w tym lesie ludzi więcej niż populacja Chin. Matula oczywiście wybrała największe bydle które nie dość że nie weszło do auta to jeszcze w środku zostawiło runo leśne. Byłem za bardzo skacowany żeby się tym przejmować. Trudno miejmy to z głowy.

 

Badyl postawiony i wystrojony, jest git. Nawet ładnie wyszedł no i pachnie co akurat lubię. Zapach lasu jest obok zapachu whisky moim ulubionym. W świetach jest jednak rzecz którą lubię. Po pierwsze to wolne od pracy, po drugie to żarcie. No i prezenty też są spoko.

badmf   
gru 13 2014 No wziąłżem i zachorował
Komentarze (1)

I to jest dla mnie sytuacja w miare nowe. Kiedys mogłem połknąć pocisk i powiedzieć żeby go lepiej przyprawili. Odporność atomowa. Organizm był nie do zajechania. Teraz jest inaczej, od kilku lat jest inaczej. I zacząłem się nad tym zastanawiać dzisiaj. Jak to możliwe że gość z moją odpornoscią na jakiekolwiek wirusy czy choroby nagle jest rozkladany na lopatki przez byle grype? Jakim kurwa cudem?

 

Kiedyś nie chorowałem, nigdy nie chorowałem. W zimie nie zapinałem kurtki, nie nosiłem czapki ani szalika, rękawiczki były jedyną rzeczą którą zakładałem zimą ale tylko po to by móc bezboleśnie ulepic kulke ze sniegu. Pamiętacie takie uczucie jakby w waszych zyłach był kryształek lodu przechodzący przez całe ciało który płynął do serca i potem przechodziło? Jeśli nie, to nie sciemniam, ja tak miałem, płynęło z dłoni i było najpaskudniejszym uczuciem mojego dzieciństwa. Właściwie był tylko jeden powód takiego stanu rzeczy. Po prostu w czapce i szaliku wyglądałem jak debil w moim mniemaniu, więc wolałem marznąc. Dzisiaj dalej wyglądam jak debil ale akurat mam to w dupie. Dorosłem.

 

I myślę że to jest właśnie powód. młody zahartowany organizm opierał się każdej chorobie, mogliby mi wstrzyknąc ebole i rozniosłbym ja w organizmie jak podartego misia. Dzisiaj, wychodząc do pracy zakładam, czapkę, szalik, rękawiczki i ciepły płaszcz. Do tego oczywiście zimowe buty. To są moje pierwsze zimowe buty w życiu które noszę. Jasne matka mi zimowe buty kupowała i zawsze darła się że biegam w zimie w adidasach, nawet mnie raz za to stłukła. Nie pomogło. I ten stan utrzymywał się do poprzedniego roku. W poprzednim roku z racji że zmiękłem nabyłem pare zimowych butów. Ech... Sam sobie strzeliłem w kolano. Jest jeszcze drugą hipoteza, "chemtrails", i biorąc pod uwagę to jak popierdolony mamy świat a przeludnienie planety to naprawdę poważny problem o którym nikt nie mówi, to nigdy nie wiadomo. Teraz troche teoretyzowania, ale myślę że co inteligentniejsi załapią logikę. Żeby nie było nie jestem żadnym zwolennikiem teorii spiskowej, ale to się po prostu zgadza, matematyka. Kula ziemska jest środowiskiem o skończonych ilościach zasobów i miejsca. My rozmnażamy się bez żadnego nadzoru. Einsteinem być nie trzeba. Grozi wpierdolem.

 

Ale back to the studio, jak mawiają w amerykańskich programach. Leżę więc sobie ja, zdychając, z zatkanym nochalem, gorączką i kaszlem. Nie odzywam się bo nie mam na to siły. W domu jest matka. Zamkniety w moim stamowystarczalnym pokoju. Nikomu nie przeszkadzam, chce sobie w spokoju poleżeć. Tak dużo wymagam?

 

I teraz wchodzi złośliwość kobiety, po pierwsze, moja matka trajkocze o wpuszczenie Pana od remontów. Bo przyjdzie za godzinę. Na co odpowiadam krótkim "dobrze" i wędruje spowrotem do wyra. Ale ta odpowiedź babie nie wystarczy, musi trajkotać dalej pomimo że już się zgodziłem. Gadać żeby gadać. Baby. Warknąć czasem trzeba na te głupiutkie istoty bo inaczej nie dociera. Na szczęscie oddalia się w niewiadomym kierunku i mam nadzieję że dzisiaj już nie wróci.

 

I takie podsumowanie. 21 wiek, loty w kosmos, sztuczna inteligencja, roboty, smatfony a nikt nie wymyślił nic skutecznego na jebany katar! Czym oni się tam kurwa w tych laboratoriach zajmują? Katar, KAC i kobieca płodność są sprawami na które trzeba położyć silny nacisk. A nie na kremy na zmarchy. Kurwa.

badmf